Trwaj chwilo

Ponieważ nie wszystko można pokazać obrazem postanowiłam czasem też ubrać coś w słowa, dla zatrzymania jakiejś chwili ,myśli dla mnie ważnej i wielu rzeczy które się po głowie gdzieś błąkają bezpańsko a potem przepadają w czeluści zapomnienia.

środa, 1 lutego 2012

Kapliczka






Stoi na mojej ulicy w niedalekim sąsiedztwie mojego domu. Lipy stare rozpościerają nad nią dach z gałęzi i liści,przydrożna kapliczka.
Odkąd pamiętam od zawsze tam stoi choć kiedyś nie wyglądała tak samo. Figurka Maryi z Dzieciątkiem Jezus na ręku,dawniej gipsowa była ale ząb czasu tak mocno ją nadgryzł że rozsypywała się już całkiem.Pamiętam jaka smutna i poczerniała już była prawie bez twarzy,nie dała się jej uratować. Okoliczni mieszkańcy zebrali więc pieniążki i miejscowy rzeźbiarz wystrugał nową figurę z lipowego drzewa. Już nie taką jaka była ale wciąż w tym samym miejscu stoi słucha modlitw przechodniów i tych którzy do niej przychodzą. A zwyczaj majówek jeszcze u nas nie zaginął,wciąż co roku w maju zbierają się każdego dnia przy niej ludzie aby wspólnie modlić się i śpiewać pieśni.
Będąc małą dziewczynką uwielbiałam słuchać opowieści mojej babci z czasów wojny,jedna z nich dotyczyła tej kapliczki właśnie.To tam pod nią niemiecki żołnierz , mojej babci która była wtedy młodą dziewczyną podarował życie. Mierzył do niej z karabinu ale rozmyślił się i odszedł nie oddając strzału.... Z przejęciem słuchałam tej historii a potem razem z babcią albo sama nosiłam polne kwiaty dla Maryi. Wiosną pierwiosnki na które babcia" kozie pyrtki" mówiła,potem kaczeńce ,niezapominajki i bukiety margerytek ,kokoszkami wdzięcznie tu nazywanymi.
Stawiałam je na schodku w maleńkim słoiczku z wodą i odmawiałam modlitwę.
Dziś ruchliwa szosa przy której stoi nie daje szans na zadumę i skupienie,jednak lubię zatrzymać się przy niej choć na kilka chwil.


poniedziałek, 3 października 2011

Niedziela pod Tatrami










Jest piękna złota polska jesień,chcemy gdzieś blisko natury gdzieś gdzie krystalicznie czyste powietrze i cisza.
W początkowych planach mamy Morskie Oko ale przy takiej słonecznej pogodzie i przy niedzieli tłumy ludzi zapewne odwrócą uwagę od tego co piękne i zakłócą delektowanie się bliskością natury.
Ruszamy więc do Bukowiny Tatrzańskiej choć dzień nie zapowiada dobrej widoczności w górach,mgły się unoszą i robi się przejrzyście.
W Nowym Targu Tatry nie prezentują się jeszcze dobrze wciąż za kotarą gęstej mgły ale kiedy w Poroninie odbijamy już w kierunku Bukowiny widać je coraz lepiej.
Tatry widziane z daleka przybliżyły sie do nas nagle albo raczej my do nich.Nagie skaliste szczyty wyrastają przed naszymi oczami jak grzyby po deszczu coraz okazalsze i wyraźniejsze.Momentami zdają się być blisko niemal na wyciągnięcie ręki a ich widok zapiera w piersiach dech! Nie można być na to obojętnym.Ich ogrom ich majestat poraża,jesteśmy jak małe mróweczki na przeciw ich wielkość.Mijamy przydrożne szałasy ,sprzedawców krasnali i oscypków,nagle na drodze robi się tłoczno.Auta zaparkowane jedno przy drugim ,drogowskaz z napisem Morskie Oko mówi nam wszystko.Nie chcemy tam, odbijamy więc w lewo tam gdzie prawie nikt nie zmierza i po przejechaniu kilometra jesteśmy na słowackiej stronie.
Parkujemy samochód i zagłębiamy się w słowacki las.
Jak to w górach wszystkie dróżki prowadzą pod górę ,nie mamy konkretnego celu wyprawy,nie chcemy zdobyć szczytu, dotrzeć do określonego miejsca.Idziemy aby iść jesteśmy tam aby być ot tak po prostu dla samej radości bycia!
Nasza droga pnie się w górę ale nie jest wyboista ani stroma.Pod nogi opadają nam bezszelestnie żółte liście klonów.Las jest piękny i ogromy,po lewej pnie sie stromą skarpą w górę po prawej opada w dół przepaścią.Pachną żywicą ścięte drzewa,oddalamy się o szumu cywilizacji robi się coraz ciszej słuchać tylko nasze kroki i śpiew ptaków .Jest tak sucho że nie szemrze żaden strumyk ,przechodzimy przez leśne mostki pod którymi nie wije się ani cienka niteczka wody.
Znajdujemy co krok ślady zwierząt ale zauważamy tylko trzy koziołki a potem jedną sarnę która przystanęła w bezruchu widząc nas z daleka i przez chwilę przygląda sie nam ciekawie zanim zniknie w gąszczu drzew ,słychać tylko trzask suchych gałązek kiedy sie oddala.
Im wyżej w górę jest coraz piękniej a co najważniejsze jesteśmy tam zupełnie sami.Nikogo nie spotykamy nikt nas nie mija po drodze.
Przed nami coraz wyższe zalesione szczyty a za nimi te nagie skalne,słońce już nisko o tej porze roku i dnia razi nas po oczach ale i ogrzewa przyjemnie.
Docieramy na piękną zalaną słońcem polanę,na środku której stoi jakiś duży szałas ,bardzo jesteśmy ciekawi co skrywa.
Po oględzinach okazuje się że to leśnicy przechowują tu siano i paśniki dla zwierząt ,bryłki soli i suszoną jarzębinę.Przed szałasem są ławki i palenisko więc rozbijamy się tutaj aby zapalić ognisko i upiec kiełbasę którą mamy w plecakach.
Słońce szybko chyli się ku zachodowi więc wyprawę uznajemy za zakończoną.
Jesteśmy zachwyceni urokiem tego przypadkowo odkrytego miejsca na pewno będziemy chcieli tu jeszcze powrócić.




poniedziałek, 26 września 2011

Mamy szczęście


Kraków
Wyszłam z poczekalni ,męczy mnie bezczynne siedzenie na plastikowych niewygodnych krzesłach.
Pomyślałam przejdę się ulicą Kopernika w tą stronę w którą jeszcze nie byłam,rozglądnę się może jakieś ciekawe sklepiki znajdę.
Sklepików jednak jak na lekarstwo "Jubiler"."Salon prasowy",kawiarenka "Duet",można siąść wypić kawkę zjeść ciastko ale nie mam czasu na siedzenie,poza tym wyszłam pochodzić przecież.
Mijam piękny stary budynek w remoncie a dalej widzę kościół jakiś ogromny i wspaniały.Przyciągają mnie otwarte główne drzwi zapraszająco rozchylają swe ramiona.Niewidzialna siła popcha mnie do tego wejścia,to bazylika ,czytam -Bazylika Serca Jezusowego.
Wchodzę ,cisza ,mrok,tylko boczne lampki się świecą,jakże to dawno nie byłam w żadnym kościele?
Lubię takie świątynie, ,ich zapach ,czas ciszy i skupienia nielicznych wiernych kiedy to nie odbywa się żadne nabożeństwo.
Podchodzę cicho,moje kroki odbijają się echem.Klękam w ostatniej ławce,robię znak krzyża ,modlę się.Modlę o zdrowie dla siebie i najbliższych bo właściwie nic więcej mi nie potrzeba....
Kończę modlitwę,unoszę głowę,rozglądam się najpierw patrzę na sufit,uwielbiam te strzeliste gotyckie sufity .Następnie zbiegam wzrokiem niżej,nad łukami bocznej nawy postacie Jezusa w różnych scenach z ewangelii,są kolorowe i pełne basku.Zawieszam wzrok tuż na najbliższym malowidle nad moją głową,to nie fresk odkrywam zdumiona to misterna mozaika,jestem zachwycona.Chciałabym ich dotknąć,wychodzę a w przedsionku podziwiam jeszcze jedną,nadal chcę dotknąć ale za wysoko.
Jestem już na schodach ,jaskrawe światło uderza mnie w oczy choć dzień jest pochmurny.
Schodzę po schodach i z zamyślenia wyrywa mnie głos -"Przepraszam najmocniej ,ma pani może złotówkę"-przede mną wyrosła jak spod ziemi jakaś bezdomna chyba kobieta.-"Oczywiście że mam zaraz poszukam".
Wygrzebuję z torebki  dwa złote i myślę sobie "aby tylko nie przepiła"!Ruszam dalej a ona dziękuję mi uszczęśliwiona.
Idę spacerkiem bardzo powoli,rozglądam się i znów pojawia się ta kobieta wychodzi z bocznej uliczki i jakaż jest moja radość kiedy widzę że w ręku trzyma nadgryzioną bułkę i parówkę.Zauważa mnie i obdarowuje cudownym prawie bezzębnym uśmiechem.
Nie znajduję już nic ciekawego ale wizyta w Bazylice i spotkanie z bezdomną są cenniejsze niż cokolwiek tego dnia!
Wracając ze spaceru po raz trzeci zderzam się z tą kobietą woła do mnie z daleka-"Ale mamy szczęście!"


Fragment Bazyliki Serca Jezusowego


Tu główne wejście tym razem zamknięte

niedziela, 25 września 2011

Tak blisko

Przechodzę przez jezdnię,schodzę na zawsze podmokłą polanę i wspinam się po niewielkiej stromej górce.
Wąską ścieżką prawie kompletnie zarośniętą krzakami leszczyny.Spod nóg toczą się drobne kamyczki i orzechy laskowe,podejście jest na tyle strome że trzeba przytrzymywać się gałęzi aby nie upaść.
Przechodzę przez stare tory kolejowe i czeka mnie kolejne strome podejście pod górkę,przemierzam go już szybko ,jeszcze kilka kroków i jestem u celu.
Przede mną roztacza sie widok na jesienne  zaorane puste pola i pastwiska.Jest piąta po południu ,słońce nieuchronnie zmierza pomału  już ku zachodowi,lecz jeszcze przygrzewa i oślepia swoim blaskiem.
Jesień na całego patrzę na rdzawe paprocie i czerwieniące się już liście na starej dzikiej gruszy.
Tu w górze wieje mocno zimny wiatr i znosi zapach dymu bo w oddali ktoś spalił jeszcze badyle na polu po ziemniakach.
Siadam na miedzy twarzą do słońca,głowę od wiatru osłaniam kapturem...lato nie odchodź!
Zamykam oczy wsłuchuję się w jesienny koncert świerszczy.....